10 lip 2010

Open’er Festival – 02 – 04.07 2010-07-07

Photobucket

Nie posiadamy profesjonalnego sprzętu, ani wejściówek vipowskich na backstage. Zdjęcia robimy komórką, aparat wnosimy na nielegalu pod bluzą. Ostatnie pieniądze wydajemy na karnety i bilet pośpiechem. Wszystko po to, by być w sercu muzycznych wydarzeń i móc podzielić się z Wami wrażeniami, które do tej pory nie dają nam spać.


Photobucket

Do Gdyni zawitaliśmy drugiego dnia festiwalu. Był to nasz pierwszy „Heineken” i w ten sposób zostaliśmy swoiście rozdziewiczeni. Ominęła nas fala fanów Pearl Jam i Groove Armady, która zablokowała arterie Trójmiasta 1 lipca.

Photobucket

Nie ukrywamy, że doborem koncertów kierowaliśmy się tylko i wyłącznie własnym gustem i mieliśmy gdzieś ewentualne protesty naszych czytelników.

Niektórzy z naszej ekipy grzali się na koncert Die Antwoord - pojebów z Afryki Południowej, którzy zostali po występie obsmarowani w gazetach.



Niestety sami nie powiemy jak było, bo mimo idealnej organizacji festiwalu, spóźniliśmy się na ich występ. Kto jednak mógł przewidzieć, że zagrają 20 minut i pójdą w pizdu?

No już trudno! Wypiliśmy conieco, otarliśmy łzy i rozruszaliśmy kości przy Mando Diao.



Na Grace Jones pchaliśmy się niczym prosiaki do cycka maciory, ale na próżno! Tent Stage była tak załadowana, że nawet zobaczenie czegoś na wewnętrznych telebimach graniczyło z cudem! Muzycznie artystka jednak nie zawiodła, a jak doszły nas wieści było równie ekstrawagancko!



Powiemy szczerze! Tego dnia czekaliśmy tylko na Massie Attaca! Nasze muzyczne marzenie miało się tego dnia spełnić, więc w blokach startowych staliśmy już 30 min. przed koncertem.

Photobucket

Massive wbił nas w ziemię! Mimo tego, że mad należy do twardzieli, poczuliśmy głębokie wzruszenie.

Photobucket

Photobucket

Robert del Naja, znany jako 3D, Daddy G, Horace Andy, Martina Toplay – Bird - to najbardziej znaczące nazwiska, które pojawiły się na scenie. Zachwyciła nas też sama oprawa wizualna. Na ekranie za zespołem przewijał się archiwalne nagłówki wiadomości z portali informacyjnych. Poruszenie wywołało hasło: „Open’er ruszył w Gdyni. Jak się bawicie?”





Kiedy część naszej ekipy trwała w oszołomieniu po koncercie Massive, druga część chłonęła widowisko jakim był koncert The Empire of the Sun.

Photobucket

Miało się wrażenie, że na Ziemi wylądowali kosmici i szukają dobrej miejscówki na piatkowy wieczór.

Photobucket

To co jeszcze warto było zobaczyć 2 lipca na Kosakowie to na pewno Cypres Hill, którzy od samego początku rozruszali publikę magicznym słowem „fuck”.

3.07 2010

Photobucket

Dzień zapowiadał się spokojnie i bez przesadnej spiny. Słońce grzało, pachy się pociły, w powietrzu unosił się kurz, toi toi’e wyciskały łzy z oczu.

Nikt się nie spodziewał, że wkrótce się to skończy i na main stage wylezie ta bestia, którą okazała się Skin ze Skunks Anansie.

Photobucket

Photobucket

Proszę państwa to nie przesada ta Pani po prostu to ludzki czołg o głosie niczym młot pneumatyczny. O godzinie 20.00 rozpętało się piekło!!!



Po krótkim relaksie i konsumpcji napojów chłodzących wystartowaliśmy na Hot Chip po drodze zahaczając kilka innych występów.

Photobucket

Photobucket

Kiedy wyszli na scenie w mad-głowach zadźwięczało hasło: „co oni tu k* robią???” Panom daleko do gwiazdorskiego image. Raczej wyglądają jak ci, którzy w podstawówce zawsze byli bici przez młodszych kolegów.



Może i tak było, ale teraz już nikt z nich się nie śmieje. Ostre chłopaki!



Matisyahu to jedna z bardziej zaskakujących gwiazd tegorocznego Heineken’a. Poczynając od tego, że jest prawdopodobnie jedynym ortodoksyjnym Żydem beatboxer’em, lubującym się w hip-hopie i przy okazji głoszącym miłosierdzie boże przez swoją muzykę.

Było ostrzej niż na płytach, ale wszystko obracało się wokół rocka, reggae, hip-hop’u, eksperymentu i metafizyki.

04.07 2010

Photobucket

Nie mieliśmy zbytniego ciśnienia, by trafić do miasteczka Heineken’a zbyt wcześnie. The Hives grało dopiero o 20.00. Chcieliśmy ich zobaczyć, bo słyszeliśmy, że robią prawdziwe show. Do tego czasu zajęliśmy się napojami chłodzącymi ;).



Mieliśmy przez chwilę podejrzenie, że część żeńskiej publiczności zebrała się pod mainem tylko dla charyzmatycznego Howlin'a Pelle Almqvist (jakkolwiek to się czyta). A niech im już będzie – podejrzewamy, że dla jego łydek w białych skarpetach można oszaleć. Pomijając to, panowie ze Szwecji rozruszali publikę.



Co by o nich nie mówić, kontakt z publiką mają świetny! Widząc, że ludzie nie garną się do szaleńczego skakania, Howlin’ przerwał koncert każąc wszystkim usiąść na ziemi. „Jak zwykle znajdą się pojeb*, które zawsze robią co innego” – zwrócił się do tych, którzy nieposłusznie stali. Po tym zabiegu już nikt się wzbraniał od skakania.

Photobucket

Włócząc się po miasteczku, zahaczając o koncert Nas’a i Damian’a Marley’a oraz Archives, konsumując i rozprawiając o życiu, czekaliśmy z niecierpliwością na gwiazdę kończącą Open’er!



Patrząc na Fat Boy Slim’a ma się wrażenie, jak gdyby oglądało się własnego sąsiada, który w przerwie pomiędzy podlewaniem anturium, a oglądaniu meczu w ti-wi wpadł sobie pograć przed kilkudziesięciotysięcznym tłumem.



Fat budował wokół siebie niesamowitą atmosferę. Napięcie narastało, brakowało już tchu. Gdyby nie przerwa w ciężkich tanecznych rytmach mad-ekipa padłaby na zawał serca. Dzięki Bogu Slim pozwolił nam się pokołysać m.in. przy Bobie Marley’u.





Kiedy wszystko się skończyło, a guru sceny elektronicznej uciekł w pocie czoła, z głośników rozbrzmiały nieco spokojniejsze rytmy. Ludzie czekając na bis, który nie nadszedł, dobrali się w pary i zatańczyli ostatni taniec na Heineken Open’er Festival.



..............................................................................

Heineken Open’er Festival po raz pierwszy odbył się w 2002 roku jeszcze jako Open Air Festival. Organizatorem jest Alter Art, a sponsorem Heineken. Co roku festiwal ten przyciąga coraz więcej fanów dobrej muzyki . Na czterech głównych scenach w tym roku wystąpiło blisko 70 wykonawców z Polski i ze świata. Dodatkowo na alternatywnych scenach można było bawić się przy muzyce Dj’ów, obejrzeć parę dobrych filmów, teatrów, zaktywować się na stoiskach organizacji pozarządowych, kupić heand made’owe souveniry z nad morza, zjeść zapiekankę i oddać plastik do skupu.

Chcielibyśmy przy okazji pochwalić organizację. Jeżeli boicie się tłumów, to zapewniamy, że pociągi już 1 lipca nie były przepełnione (a nawet słyszeliśmy wieści o specjalnym festiwalowym pociągu), podmiejskie pociągi w Trójmieście kuroswały średnio co 15 min przez całą noc, darmowe autobusy z dworca w Gdyni w kierunku festiwalu podstawiały się non stop i nawet największy tłum szybko znikał (to samo w drugą stronę). Toi toie pod koniec dnia wywoływały odruchy wymiotne, ale i tak nie było źle ;).

Jeżeli byliście na imprezie godnej opisania uderzajcie do nas - opublikujemy na pewno!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz