2 lip 2010

podróżuj z przygodą

Photobucket

Zaczyna się okres letnich wypadów. Góry, morze, jezioro czekają. Czekają na nas również niezliczone atrakcje przygotowane nam przez Polskie Koleje Państwowe i różnego rodzaju spółki-spółeczki.

Fakt, że PKP to formalnie nie to samo PKP co parę lat temu, ale w praktyce mało co się zmieniło. Na luksus czystych przedziałów i toalet mogą liczyć zazwyczaj osoby podróżujący między Warszawą a Berlinem. Mad&mad nie opowiada tu bajek wyssanych z palca, by podnieść trochę adrenalinę wśród naszych Drogich Czytelników, ale z własnego doświadczenia opowiada historie prawdziwe, rodem z filmów science-fiction!

Zaczyna się już na starcie. Wpadasz rozdygotany na dworzec przed długim letnim weekendem (15 sierpnia, święto Matki Boskiej Zielnej), by wsiąść w pociąg i pojechać odwiedzić rodzinę w Bieszczadach. W tym momencie Ed Wood zadbałby o grzmoty i błyskawice, bo kasa jest jedna, a ludzi na cztery kolejki. Stajesz, więc klnąc i sapiąc z niezadowolenia, gdy na finiszu pani z okienka robi sobie przerwę na siku i ciasteczko.

5 minut do odjazdu… nerwowo patrzysz na zegar, scena jak z westernu tylko brakuje ostrokrzewu turlającego się po holu. Postanawiasz postawić wszystko na jedną kartę i z walizką na kółkach, laptopem pod pachą, plecakiem i workiem z kapciami lecisz na peron! Czujesz się jak Korzeniowski, zarzucasz biodrami i zbiegasz po schodach. W oddali słyszysz gwizdek, więc przechodzisz do fazy lotu i w ostatniej chwili wbijasz się w drzwi pociągu, co swoją drogą okazuje się nie lada wyczynem, bo torba z wekami nie mieści się, kiedy ty próbujesz się przecisnąć między tłumem pasażerów stojącym przy kiblu. No ale straty muszą być – puszczasz ze łzą w oku klopsy na tory!

Jesteś! Teraz należy znaleźć szparę pomiędzy ściśniętymi w korytarzu ludźmi, klatkami z kurami, koszami z jabłkami i kolonią rozwrzeszczanych bachorów. Jest dobrze – widzisz światełko pod nieogoloną pachą pani po prawej. Jak dobrze pójdzie dojedziesz do cioci wygięty w eskę. Pomijając ludzi pchających się do ubikacji, gdzie mogą w końcu sobie ulżyć zapalając papierosa i co chwile przechadzającym się panem z Warsu jest całkiem przyjemnie.

Nagle pociąg staje w środku pola, silniki milkną, tłum jak w Indiach wysypuje się na zewnątrz, dzieci płaczą, kury gdaczą – III Świat! Idziesz w prawo i w lewo, ale okazuje się, że ktoś zajebał lokomotywę, a konduktor zamkną się w kiblu ze strachu przed publicznym linczem.

Po godzinie podstawiają autobus – jeden na 5 składów. Walka jest zacięta, miejsca siedzące mają jedynie prawdziwi macho! Podróż w luksusach PKS z Koziej Wólki trwa jakąś godzinę. Po czym przesiadasz się na osobówkę z biletem na pośpiech. Pani w kasie, gdy udaje ci się dotrzeć na miejsce, udaje, że mówi tylko po Ukraińsku i już dalej nie walczysz o zwrot kosztów przejazdu. Po trzech dniach w wiadomościach informują, że w tym czasie zaginęły tory, więc tradycji stało się zadość, a konduktora nigdy nie odnaleziono.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz